niedziela, 18 stycznia 2015

Chapter three

    Kilka dni z Leną było strasznie męczących. Teraz właściwie szło już z górki. Na początku na każdym kroku wymawiała słowo, którego najbardziej w świecie nienawidziłam, a mianowicie to całe 'dziękuję'. Starałam się to ignorować, jednak za którymś razem po prostu wybuchłam. Oczywiście to poskutkowało i dziewczyna zaczęła zachowywać się w miarę normalnie. Cieszyłam się, że nie zadawała mi pytań o moje życie i czemu mieszkam bez rodziców, skoro chodzę do liceum. W końcu według tego świata byłam jeszcze nie pełnoletnia. Ale jej widocznie to nie przeszkadzało. Sama miała swoje dziwne przyzwyczajenia, które musiałam tolerować. Przyjmując ją do swojego domu nie sądziłam, że to całe mieszkanie razem, będzie aż takie trudne, no ale nie chciałam się tak szybko poddać. W końcu liczyłam, że będzie moją podobizną i razem podbijemy świat śmiertelników.  
      Nie rozumiałam, dlaczego śmiertelnicy stworzyli takie coś, jak liceum. Przecież to, czego tam uczyli wcale nie przydawało się w prawdziwym życiu, a marnowało jego znaczną połowę. Jednak musiałam wytrwać w swoim postanowieniu. Oczywiście mimo wszelkich prób udało mi się spędzić niewiele chwil sam na sam z Ryan'em, ponieważ Jake co chwilę musiał mu towarzyszyć. Nie mogłam w to uwierzyć, że ten nastolatek traktował takiego typa za przyjaciela. Przecież on był nachalny i za miły. Po prostu fuj.
        Relacje z moim celem poprawiły się, jednak on nadal mnie nie pożąda, co jeszcze bardziej mnie denerwuje. Myślałam, że już przy drugim spotkaniu wpadnie w moje ramiona, jednak nic takiego nie miało miejsca. Z każdym dniem miałam coraz większą ochotę go olać. Jednak nigdy się nie poddawałam i wiedziałam, że cały czas zadręczałabym się tym. Dzisiaj czekała mnie ponowna wizyta w szkole. Miałam nadzieję, że dzisiejsze zajęcia będą miały o wiele lepsze efekty.
         Weszłam do budynku. Tak jak każdego dnia wszyscy oglądali się za mną próbując złapać moje spojrzenie. Ja jednak nie dawałam im tej satysfakcji. Od razu podeszłam do Ryan'a. Tym razem nie było obok niego Jake'a, dlatego jak najprędzej chciałam skorzystać z okazji żeby się z nim umówić. Kiedy znajdowałam się centymetr przed nim na horyzoncie pojawiła się Ella. Była to blondynka o jasnej karnacji i brązowych oczach. Znałam ją z lekcji historii. Siedziała tuż przede mną. Należała, a właściwie przewodziła grupą tych wszystkich ziemskich plastikowych laleczek. Uważała się za największe cudo świata, mimo że mnie poznała.
           Dziewczyna spojrzała na mnie i od razu uśmiechnęła się do bruneta. Zaczęła się przed nim wdzięczyć trzepocząc rzęsami. Żeby jeszcze bardziej go oczarować pokazała mu ramiączko od stanika i figlarnie nim strzeliła. Chciało mi się rzygać. Czy ta laska nie wiedziała, jak wyglądał prawdziwy podryw? Nie mogłam się dać przechytrzyć. Od razu podeszłam do pary i dotknęłam chłopaka za ramię.
            - Porozmawiamy? - zapytałam. - Mam pewien problem.
           Ella spiorunowała mnie wzrokiem. Puściłam do niej oczko i czekałam na reakcję chłopaka. W tym jednak momencie pojawił się Jake. Objął mnie ramieniem. Od razu strąciłam jego rękę i znowu spojrzałam na mój cel.
           - Okej. Jaki problem? - odpowiedział pytaniem.
           - Yyyy.. - ugryzłam się w wargę próbując wymyślić coś na poczekaniu. - Ze szafką. Nie mogę jej otworzyć. Kod nie chce wejść.
      - Ja ci pomogę - zaoferował się Jake, a ja kopnęłam go w nogę jednocześnie piorunując wzrokiem. - Auć! - jęknął.
           - Oh. Przepraszam - odpowiedziałam i odwróciłam się na pięcie.
          Wiedziałam, że ten dupek zacznie krzyżować moje plany, a to akurat była idealna sytuacja, aby to wszystko załatwić. Cały ten plan. Nie miałam ochoty sterczeć tam, jak idiotka i się tłumaczyć. Wolałam odejść i zachować swoją godność. W końcu nie byłam aż tak zdesperowana.
         Kopnęłam po drodze w jedną z szafek i wyszłam z budynku. Nie miałam ochoty spędzić tutaj połowy dnia, skoro i tak by to nic nie dało. Miałam tego dość.
          Zadzwonił dzwonek. Tak jak postanowiłam nie szłam na lekcje, ale nie chciałam też wracać do domu, ponieważ Lena na pewno nie dałaby mi spokoju na przemyślenia. Usiadłam więc na trawniku za szkołą. Po chwili usłyszałam kroki, jednak nie chciałam się odwracać, aby sprawdzić kto to jest. Pewnie był to jeden z tych małolatów, który zerwał się na wagary, a by zaimponować pozostałym. Po chwili dopiero zorientowałam się, że to Ryan.
          Chłopak usiadł tuż obok mnie, jednak nie zbyt blisko. Spojrzałam na niego i nie odezwałam się. Wiedziałam, że akcja, która rozegrała się kilka minut temu pokazała mnie w nie za ciekawym świetle. Ale mimo tego, chłopak przyszedł tutaj. Dla mnie.
            - Okej... - zaczął nie wiedząc co powiedzieć.
        Uśmiechnęłam się do niego i zajęłam się skubaniem źdźbła trawy. Nie chciałam zaczynać rozmowy, bo sama nie wiedziałam co powiedzieć. Pierwszy raz w życiu zatkało mnie. Ta misja stawała się coraz bardziej zaskakująca.
            - Chyba nie miałaś problemu z szafką, co? - dodał po chwili uśmiechając się.
           - Przejrzałeś mnie. Po prostu chciałam pogadać - powiedziałam, a po chwili pozostałe słowa zaczęły się ze mnie lać strumieniem. - Nie wiem dlaczego, ale coś w mojej głowie mówi mi, że muszę być z tobą. Nie mogę tego powstrzymać... I jeszcze Ella obok ciebie, to było za wiele.
          Zakryłam dłonią usta zaskoczona ze swoich słów. Czyżbym właśnie wypowiedziała to na głos? Miałam ochotę uderzyć głową w mur. Przecież do cholery byłam Upadłą, a Upadłe się tak nie zachowują. Od razu powinnam go zabić, albo skazać na wieczne cierpienia. Dlaczego tego nie robiłam?
          Ryan uśmiechnął się do mnie i chwycił mnie za rękę. Poczułam dreszcz. Nie było to zbyt miłe uczucie, ale nie chciałam przerywać tej chwili. Może jednak go zdobędę. W końcu niektórzy mężczyźni lecą na tą głupią szczerość.
           - Okej. Zapomnijmy o tym, co do tej pory się stało. Zacznijmy od początku, tak od zera, bez kłamstw i przebiegłości. Może będziemy dobrymi przyjaciółmi. Okej? - zapytał w końcu.
           Przytaknęłam. Wiedziałam, że będzie to zbyt trudne. Ale postanowiłam spróbować. W końcu czego nie robiło się dla zdobycia celu? Kiedy będę miała go już w garści, moje życie z pewnością wróci do normy.

~*~
    Weszłam do domu zmęczona całym dniem. Oczywiście tak, jak się spodziewałam Lena posprzątała już cały budynek. Z jednej strony było to całkiem okej, ale z drugiej sprawiało, że byłam na nią wkurzona. Chciałam, żeby była podobna do mnie, a ja nienawidziłam sprzątać. Miałam jednak nadzieję, że w końcu zyskam tą moją wymarzoną przyjaciółkę. 
           Usiadłam na fotelu i zaczęłam przeglądać gazety. Miałam ochotę wybrać się na jakąś imprezę, ponieważ rodzice już zaczęli mieć pretensje, że słabo wywiązuję się z zadania. Nie chciałam im dać tej satysfakcji, że jestem słaba i nie potrafię podołać obowiązkom, tak więc skoro z Ryanem układało się coraz lepiej mogłam złapać kilka dodatkowych kęsków. 
         W końcu usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i spostrzegłam, że to moja współlokatorka. Na mój widok uśmiechnęła się promiennie. 
         - Cześć - powiedziała. 
         - Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytałam szybko opracowując w głowie ciekawy plan.
         - Nie... - odpowiedziała niepewnie. 
         - No to teraz już masz - dodałam i wyszłam z pomieszczenia.
        Cztery godziny zajęło mi przygotowywanie Leny do wyjścia. Mimo tego, że miała cudowną urodę, słabo o nią dbała. Makijaż był dla niej obcą dziedziną, a ubrania mogłyby się przydać jedynie siostrom zakonnym, a podobno pracowała w klubie nocnym. Byłam ciekawa, jak się tam dostała. Po prostu to było śmieszne. Oczywiście udało mi się ją doprowadzić do porządku, tak by mogła czarować, a nie odstraszać. 
          Kiedy brunetka przejrzała się w lustrze spostrzegłam, ze jej oczy wyglądają jak wielkie spodki. Zdecydowanie była zaskoczona. Mocny makijaż podkreślał to i owo, czerwona obcisła i króciutka sukienka pokazywała, to co miała pokazywać. Wyglądała jak wielka bogini seksu. Teraz zdecydowanie była podobna do mnie. Sama również przygotowałam się do wyjścia i już ruszyłyśmy podbijać świat mężczyzn. 
          Tym razem wybrałam jeden z najpopularniejszych klubów w Nowym Yorku, tak przynajmniej głosił internet. Znajdował się w centrum miasta. Kiedy przybyłyśmy na miejsce od razu weszłyśmy do środka zatłoczonego budynku. Ochroniarze byli na tyle mili, że nie sprawdzali naszych dowodów. W końcu kto by tam sprawdzał dokumenty u takich cudownych panienek? 
           W środku było cudownie. Po prawej stronie stał wielki bar z nieskończoną liczbą alkohol. Po lewej natomiast ustawione były fotele i stoły. W pozostałej części sali było miejsce na taniec. Oczywiście wszędzie już było zatłoczone. Wokół nas kręciło się mnóstwo facetów. Sama nie wiedziałam od którego zacząć. Widać było, że Lena również wczuła się w to miejsce, ponieważ już poddała się muzyce i wirowała na parkiecie z jakimś przystojnym brunetem. Między nimi już doszło do kilku pocałunków, tak więc wiedziałam jak potoczy się dla nich reszta wieczoru.
           Zaczęłam się więc rozglądać za partnerem dzisiejszego wieczoru. Po chwili już byłam pewna swojego celu. Był to wysoki blondyn. Tańczył po przeciwnej stronie wraz ze swoimi przyjaciółmi. Postanowiłam wbić się w ich małą grupkę. Oczywiście przyjęli mnie z wielkim entuzjazmem. Bujałam swoim ciałem przed chłopakiem, który jednocześnie mnie obejmował. Czułam się coraz bardziej rozluźniona. 
            Po chwili usiedliśmy przy barze, aby trochę odsapnąć. Tym razem otrzymałam egzotycznego drinka, który w smaku był całkiem niezły. Widać, że pracują tutaj profesjonaliści. Może bym sobie tak poflirtowała z barmanem, wtedy miałabym takie drinki na co dzień. Okazało się, że mój towarzysz ma na imię Zake. Był tutaj na wakacjach wraz z kumplami. Świętowali wieczór kawalerski przyjaciela. Od razu zaproponował mi, aby pójść do hotelu. Oczywiście zgodziłam się. 
           Kiedy mieliśmy wyjść z klubu ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się automatycznie i ujrzałam Lenę.  Uśmiechnęła się na mój widok i wskazała na chłopaka stojącego tuż obok niej. 
              - To Tom. Dzisiaj nocuję u niego - powiedziała. - Tak więc wrócę rano - dodała. 
         Spojrzałam na nią uradowana. Właściwie pewnie chciała być miła informując mnie. Nie wiedziała, że właśnie o to mi chodziło. Przytaknęłam więc głową, na znak że rozumiem i ruszyłam dalej do mieszkania mojego wybranka. 

~*~
          Weszłam do domu nad ranem. Oczywiście łatwo się domyślić co stało się z Zake'm. Na pewno będzie mu lepiej u naszych drogich Upadłych. Miał taką uroczą minkę kiedy się dowiedział kim jestem. Okazał się prawdziwym mięczakiem, ponieważ zaczął piszczeć jak mała dziewczynka. Był to całkiem dobry początek dnia.
        Stwierdziłam, że nie mam ochoty iść dzisiaj do szkoły. W końcu Ryan mógłby się trochę o mnie pomartwić, skoro jakoś między nami miało się układać. Oczywiście liczyłam na to, że trochę odpocznę i dowiem się kilku ciekawych szczegółów z wieczoru Leny. Miałam nadzieję, że już wróciła. W końcu nie chciało mi się na nią zbyt długo czekać. 
            Swoje kroki skierowałam do salonu, czyli jednocześnie pokoju Leny. Nie było tam jej, a więc nie wróciła jeszcze do domu. Może postanowiła zostać na trochę dłużej u swojego nowego przyjaciela. Znajdował się tam natomiast ktoś inny. Ktoś kogo w ogóle się nie spodziewałam w tym miejscu. Był to Jake. 
           - Co ty tutaj robisz? - zapytałam zaskoczona. - Nie powinieneś być w szkole - dodałam po chwili. 
             Spojrzał na mnie. Jednak tym razem na jego twarzy nie było widać uśmiechu. Zwyczajnie coś go dręczyło. Nie był już tym pogodnym, denerwującym aniołkiem. Właściwie wyglądał całkiem inaczej. Nie mogłam pojąć tego, że zwykły wyraz twarzy sprawił, że aż tak się zmienił.
             - Martwiłem się o ciebie - odezwał się w końcu. - Nie było cię w szkole... - zawahał się.
          - I co z tego? - parsknęłam. - To nie usprawiedliwia tego, że przyszedłeś do mojego domu. Lepiej się stąd wynoś, bo inaczej twoja buźka już nie będzie taka słodka - dodałam coraz bardziej poirytowana.
            Co on sobie myślał? Może i jego zadaniem było się martwić o wszystko i o wszystkich, ale ja przecież należałam do Aniołów Ciemności i nic raczej mi nie zagrażało. Nie byłam człowiekiem i opiekowanie się mną nie należało do jego obowiązków. Już miałam ochotę podnieść na niego rękę, ale wtedy znowu się odezwał. 
            - Twoi rodzice cię szukają - zaczął. - Podobno ich zawiodłaś i ich plan legnie w gruzach.
           Spojrzałam na niego zaskoczona. Skąd on mógł to wiedzieć? Jeżeli to była prawda, to była w złej sytuacji. Ich moc razem wzięta jest nie do pokonania. Tym bardziej, że są od niej o wiele starsi. Musiała szukać ratunku. Tylko gdzie? Na pewno wkrótce znajdą jej mieszkanie. Musiała coś wymyślić i to w tej sekundzie.

~*~
Cześć wszystkim! Chciałam rozdział dodać wcześniej, jednak masa zajęć mi to uniemożliwiła. No ale oczywiście w końcu znalazłam chwilę czasu i oto jest. Rozdział trzeci. Trochę akcji, trochę problemów, trochę zmian. Mam nadzieję, że się podoba. Właściwie wszystko wymyśliłam na bieżąco i sama nie wiem jak to się zakończy. Liczę, że doznam cudownego olśnienia. :) Tak więc czekam na komentarze z opiniami. Pozdrawiam, xo.