środa, 31 grudnia 2014

Chapter two

   Kilka ostatnich dni minęło mi dosyć spokojnie. Cały czas przejmowałam się ostatnią porażką i właściwie wszystkie moje codzienne czynności były połączone z wymyślaniem jakiegoś planu na powodzenie. O Ryan'ie dowiedziałam się sporo informacji. Poznałam dokładnie jego adres. Okazało się, że mieszka przy South Street 24/5, co właściwie nie było zbyt zaskakujące, ponieważ budynek mieścił się tuż obok klubu, w którym go poznałam. Poza tym dzięki wielkiemu śledztwu, ze mną w roli głównej zapoznałam się z drogą, którą pokonywał, aby dostać się do swojego liceum.
     W międzyczasie, aby nie marnować wszystkich swoich chwil złapałam rodzicom kolejnych pięciu śmiertelników oraz jednej śmiertelniczki, która jak rzep uczepiła się swojego chłopaka. Przykro było rozłączać tak słodką parkę, dlatego wysłałam ich razem na cierpienia, które zafundują im moi rodzice. Dzięki temu, że ich plan się rozwijał nie musiałam w ogóle ich słuchać. Kiedy byli zadowoleni przestawali narzekać i krzyczeć. A mi to było zdecydowanie na rękę. 
     Mimo zdobywania nowych celów i osiągania we wszystkim perfekcji nie mogłam wyzbyć się myśli o Ryanie. Dlatego w końcu postanowiłam sama zapisać się do liceum. W końcu nigdy go jeszcze nie ukończyłam. A przecież często się słyszy, że nastolatkowie zgarszają się właśnie na tym etapie życia. Oczywiście z samym zapisaniem nie miałam żadnych problemów. Wystarczyło tylko oczarować dyrektora, a ten bez żadnych zbędnych pytań i papierów przyjął mnie w środku trwania roku szkolnego do swojego małego królestwa.
    Oczywiście od razu pierwszego dnia zrobiłam wielką furorę wśród napalonych nastolatków. W końcu z daleka było widać, że jestem o wiele lepsza od tych wszystkich dziewczyn krzątających się po korytarzach liceum. Ja jednak nie miałam nic przeciwko, dzięki temu miałam kilka kolejnych osóbek dla rodziców.
     Ja jednak cały czas wypatrywałam wśród tłumu mojego celu. W końcu po przemierzeniu po raz dziesiąty tego samego korytarza dostrzegłam chłopaka tuż obok szafki. Jednak to, co ujrzałam tuż obok niego sprawiło, że poczułam jak z mojej twarzy odchodzi cała krew (tak na marginesie, to właściwie jest to niemożliwe, ponieważ moja krew nie jest cieczą, a ciałem stałym). Tuż obok Ryan'a znajdował się nie kto inny, jak mój wrzód na tyłku, we własnej osobie Jake Lumpert.
   Znałam go właściwie od zawsze. Gdy tylko zajmowałam się czymś ważnym, Stróże Dobra wysyłali właśnie jego, aby zajął się mną i pokrzyżował moje plany. A on zawsze z radosnym uśmiechem na twarzy ćwierkał dookoła mnie tylko mnie denerwując. Myślałam, że już dawno przenieśli go do jakiegoś innego Upadłego, albo jakiś spraw papierkowych, czy czegoś w tym rodzaju, ponieważ ostatnio widziałam go chyba 68 lat temu, kiedy to postanowiłam sobie powykorzystywać kilku śmiertelników na ziemi.
     Postanowiłam, że jak zwykle nie będę się nim zbytnio przejmować i od razu zacznę realizować swój plan, dlatego też podeszłam do Ryan'a i jego towarzysza szeroko się uśmiechając.
    - Cześć - odezwałam się. - Uczysz się tutaj? Jaki to zbieg okoliczności. Bo widzisz, ja teraz też - w tym momencie wskazałam na książki, które właśnie trzymałam w rękach.
  Starałam się nie zwracać uwagi na Jake'a, jednak czułam cały czas na sobie jego wzrok. Przyglądał mi się uważnie, jakby chciał dopatrzeć się jakiegoś pryszcza, którego nie miałam.
     - Clarie... Clarie Dumberss - odezwał się w końcu z wymalowanym entuzjazmem na twarzy.
     Spojrzałam na niego niechętnie i uśmiechnęłam się od niechcenia.
    - Witaj Jake - odpowiedziałam i z powrotem przeniosłam swój wzrok na Ryan'a czekając na jego odpowiedź, na moją wcześniejszą wypowiedź.
    - To wy się znacie? - zapytał, a ja miałam ochotę klepnąć się w czoło.
    Nie miałam ochoty skupiać naszej rozmowy na tym Stróżyku. W końcu miałam ważniejsze sprawy do załatwienia. Wiedziałam, ze będzie się wypytywać o okoliczności powstania naszej 'przyjaźni' i podobne tego typu rzeczy. A ja nie chciałam ciągnąć tego tematu. Miałam ochotę na to, abyśmy w końcu zostali sami. Jednak nie miałam na co liczyć, ponieważ 'piąte koło u wozu' znowu się odezwało.
    - Tak. Właściwie od zawsze. Jak się miewasz? - tym razem odezwał się do mnie.
  - Świetnie - odpowiedziałam. - Ale widzisz chciałabym porozmawiać o czymś z Ryan'em na osobności - po tych słowach puściłam oczko do Chipper'a.
  W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło. Wiedziałam, że czeka mnie teraz angielski u pana Trump'a jednak miałam nadzieję, że może jednak będę mogła załatwić swoje sprawy przed tą lekcją.
    - To co porozmawiamy? - zapytałam bruneta, a ten pokręcił głową.
    - Mam biologię, nie mogę się spóźnić może później - dodał i odszedł.
   No to jednak czekała mnie ciekawa lekcja na temat jakiegoś wiersza, czy ortografii. Jęknęłam cicho, bo naprawdę nie miałam na to ochoty. Jednak musiałam się poświęcić dla zdobycia celu.
     - No to idziemy razem - usłyszałam głos.
   Podniosłam wzrok i ujrzałam przed sobą Jake'a, a więc on jeszcze tutaj stał. Spojrzałam na niego pytająco, bo nie wiedziałam o co mu chodzi, a on wyszczerzył swoje białe ząbki. Zawsze się zastanawiałam dlaczego są, aż tak błyszczące, ale wychodziło na to, że to cecha Jasnych, ponieważ oni wszyscy takie mieli, a więc była to jakaś rzecz, którą tracili Upadli.
    - Mamy angielski - dodał chłopak wskazując na plan lekcji, który trzymałam w dłoniach.
   Przeczesałam dłonią swoje włosy, ze złości. Więc musiałam przecierpieć jeszcze tą godzinę w jednym pomieszczeniu z nim... No to zapowiadał się cudowny dzień.

 ~*~
      W końcu wszystkie lekcje minęły. Podczas żadnej przerwy nie zdążyłam spotkać się z Ryan'em, ponieważ był strasznie zajęty. Oczywiście żadnej z lekcji nie miałam z nim. Byłam zła na siebie, że nie sprawdziłam jego planu przed przyjściem tutaj. Dodatkowo okazało się, że większość z dzisiejszych lekcji miałam z tym samym nauczycielem, jak Jake, co jeszcze bardziej sprawiło, że miałam ochotę wybuchnąć. 
      Nie wiem dlaczego, ale cały czas się przy mnie kręcił. Nie wiem, czy był aż tak głupi, żeby nie dostrzegać, że go po porostu nie lubię i mi przeszkadza. Opowiadał różne historyjki, które może i były zabawne, ale mnie przyprawiały jedynie o mdłości. 
    W końcu po lekcjach mogłam odetchnąć. Oczywiście próba rozmowy z nastolatkiem znowu okazała się niemożliwa, ponieważ miał trening judo, czy czegoś takiego. Dlatego też postanowiłam odprężyć się w jednym z pubów. Tym jednak razem wybrałam coś o wiele bardziej eleganckiego niż tamta nora.
     Weszłam do lokalu, w którym mimo godziny 16.00 roiło się od ludzi. Widocznie nie mieli nic innego do roboty. Oczywiście w związku z tym nie mogłam liczyć na samotne siedzenie przy ladzie. Odechciało mi się zbierania ofiar dla rodziców. W końcu mogłam zrobić sobie dzień wolnego i spędzić go w samotności upijając się w miarę możliwości. 
     Rozejrzałam się dookoła. W końcu ujrzałam brunetkę rozmawiającą z barmanem. Wyglądała ciekawie, a dodatkowo tuż obok niej było wolne miejsce. Widziałam, że sama borykała się z jakimś problemem, dlatego na pewno nie będzie mnie zadręczać wielkimi rozmowami. Postanowiłam skorzystać i się przysiąść. 
    Po kilku krokach znalazłam się tuż obok siedzenia. Od razu na nim usiadłam i zamówiłam mój ulubiony alkohol, jakim była oczywiście wódka. Dziewczyna podniosła wzrok na mnie, a ja odpowiedziałam jej tym samym. Zobaczyłam, że po jej policzku spływają łzy, co było dla mnie całkiem dziwnym uczuciem. Wiedziałam, że każdy człowiek w takiej sytuacji poklepałby ją po ramieniu i spróbował pocieszyć, ja jednak nie miałam zamiaru robić nic takiego. W końcu wcale mnie to nie obchodziło, że jej życie było do bani. Moje też nie było zbyt wspaniałe, ale mimo to nie użalałam się nad sobą. Wolałam się napić i żyć dalej, dlatego gdy tylko dostałam kieliszek podniosłam go pokazując dziewczynie.
     - Twoje zdrowie - odezwałam się jednocześnie go opróżniając i prosząc o kolejnego. 
    Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona i uśmiechnęła się. Wytarła łzy i sama zamówiła u kelnera alkohol. W końcu, gdy mężczyzna nas obsłużył zaczęłyśmy razem pić. Stukałyśmy nawzajem swoje naczynka, aby po chwili wypić gorzką ciecz. Po kilku rundach moja towarzyszka była już nieźle wstawiona, mimo że ze mną było wszystko okej. W końcu byłam Upadłą. 
      - Jestem Lena - przedstawiła się drżącym głosem. 
      - Clarie - odpowiedziałam. 
     Zanim ponownie nawiązałyśmy rozmowę minęło kilka kolejnych kolejek. 
      - Jesteś stąd? - zapytała, a mnie zaskoczyło to pytanie. 
      - Nie. Właściwie jestem tu kilka dni - odpowiedziałam, a ona wybuchnęła płaczem. 
     Znowu nie wiedziałam co robić, dlatego czekałam wpatrując się w innych ludzi, albo sufit, który był dość oryginalny, ponieważ był obklejony tapetą o zielonym odcieniu, który w ogóle nie pasował do wystroju wnętrza. 
      - Przepraszam - odezwała się w końcu. - Ja właśnie tak jakby zostałam bez dachu nad głową. Moi rodzice wyrzucili mnie, ponieważ dowiedzieli się, że pracuję w nocnym klubie - dodała. 
      Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie wyglądała na to, aby pracowała w takim zawodzie. Prędzej przyczepiłabym do niej etykietkę katolickiej dziewicy. Właściwie pomyślałam sobie, że nigdy nie miałam jakiejś współtowarzyszki, a ona nieźle by się nadawała. Przynajmniej tak mi się wydawało. Warto byłoby to sprawdzić. 
       - Zapraszam cię więc do siebie - odpowiedziałam. 
      Mimo, że byłam Aniołem Ciemności wynajęłam sobie małe mieszkanie w okolicy mieszkania Ryan'a. Po prostu musiałam uchodzić za śmiertelniczkę, tym bardziej że miałam spędzić tutaj jeszcze sporo czasu. Ludzie w końcu mogliby coś podejrzewać, a to spowodowałoby niezłe zamieszanie. 
       Liczyłam na to, że Lena naprawdę nie należy do żadnego klubu katolickich dziewic, bo takiej współlokatorki nie potrzebowałam, jednak towarzyszki do picia w milczeniu jak najbardziej. Jej wzrok po mojej propozycji totalnie mnie zaskoczył. Zapomniałam, jacy to ludzie są napakowani emocjami. 
       - Mówisz poważnie? Jestem ci wdzięczna. Mam sporo oszczędności, jednak nie wystarczyłoby to na zbyt długo - dodała. 
     - Jasne. Tylko są dwie zasady - odpowiedziałam. - Masz przestać się mazać i... wykorzystuj wszystko z jak najlepszą korzyścią dla ciebie nie patrząc na innych. 
    Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona jednak napomknęła cicho 'zgoda'. Byłam zadowolona. Może i będzie się nadawała na Upadłą. To jednak musi trochę zaczekać. Nie przekażę jej rodzicom, o nie. Zdecydowanie będzie to mój projekt, który wykorzystam jak najlepiej. Stworzę kogoś podobnego do mnie. 

~*~

Heeeej! Jak się podoba nowy rozdział? Mi właściwie całkiem nieźle. Natchnęło mnie, dlatego jest trochę wcześniej niż ogólnie planowałam. :) W czasie pisania postało kilka nowych pomysłów, które na pewno wykorzystam. Doszły dwie nowe postacie Jake i Lena. Co sądzicie? Na pewno wprowadzą sporo zamieszania. Czekam na komentarze i dziękuję za te pod poprzednim postem. Jesteście wspaniali. <3 Dziękuję tez za te nominacje, bo aż dwie. Jest mi na prawdę miło tym bardziej, ze dopiero na tym blogu zaczynam opowieść. No to Pozdrawiam.




I oczywiście udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku <3 <3

piątek, 19 grudnia 2014

Chapter one

  
   Szłam jedną z ulic Nowego Jorku. Nie bez powodu wybrałam to miejsce na moje "łowy". W końcu nie bez powodu nazywane było "miastem, które nie śpi". A ja uwielbiałam ciemną porę dnia. Wtedy właśnie czułam, że żyję. Największe przygody przeżywałam nocami, a w związku z tym zdobywałam hurtowe ilości przystojniaków, którzy byli gotowi poświęcić dla mnie wszystko, nawet swoje cudowne, godne pozazdroszczenia życie. A ja nie mogłam sobie tego przepuścić za żadne skarby. Tym bardziej, że otrzymałam konkretne zadanie. 
   Właściwie wcale nie obchodził mnie ten plan mich rodziców. Jednak wiedziałam, że dzięki temu będą oni uzależnieni ode mnie i sama będę mogła ich wykorzystać do swoich celów. Z resztą co mi szkodziło złapać kilku mężczyzn i przekazać im, aby wykształcili ich na Anioły Ciemności. W końcu ich ród zaczynał świecić pustkami, a przecież wkrótce te niebiańskie Stróże mogłyby to wykorzystać i unicestwić ich na zawsze, a to mi się nie uśmiechało. Bo wraz z nimi znikam i ja. A beze mnie świat byłby zbyt dobry i zbyt nudny. W końcu to ja dostarczałam połowie populacji ludzkiej atrakcji.
   Oczywiście tak jak mogłam się spodziewać gdziekolwiek się nie obejrzałam, na każdym kroku widziałam jednego z tych całych Aniołów Dobroci. Siedzieli na ławkach, w samochodach, czy nawet stali na ulicach. Uśmiechali się tym swoim śnieżno białym uśmiechem i pomagali tym wszystkim biednym ludziom, którzy nie umieli poradzić sobie ze zwykłymi, codziennymi problemami. Liczyłam tylko na to, że nie ześlą jednego z nich, aby przeszkadzał mi w mojej pracy. Nie raz tak robili, gdy chciałam wykorzystać kilku śmiertelników. I tak za każdym razem dawałam sobie znakomicie radę. Tylko z lekkim opóźnieniem. 
    Po chwili znudziłam się swoją przechadzką i postanowiłam wejść do jednego z pobliskich klubów o nazwie "Inferno". W sumie gdyby nie nazwa nie weszłabym do takiej meliny, ale co mi szkodziło. W końcu wszędzie znajdzie się ktoś, kto poleci na moje urocze wdzięki. 
  Usiadłam przy barze i zamówiłam wódkę. Nie lubiłam jakiś wymyślnych alkoholi. Zawsze stawiałam na minimalizm. Barman uśmiechnął się do mnie i od razu zrealizował moje zamówienie. W sumie był całkiem przystojny, jednak wolałam kogoś z klasą, na poziomie, a on raczej nie reprezentował sobą zbyt dużo. Jednym łykiem opróżniłam cały kieliszek. Tak samo jak pięć następnych. Jednak nie zadziałały one na mnie w żaden sposób. W końcu Upadłego żyjącego 379 lat nie upije byle wódka. Tym bardziej, że teoretycznie w świecie ludzi byłam martwa. Nie musiałam jeść, pić i spać. Tak jak truposz. Tyle, że chodziłam po tym świecie i robiłam to, co mi się podobało. Nie miałam ochoty dłużej ślęczeć przy barze. W końcu nikt się do mnie nie przysiadł. A imprezowanie w samotności nie jest za dobrą rozrywką, dlatego ruszyłam na parkiet, w nadziei, że oczaruję jakiegoś pięknego śmiertelnika. To zdecydowanie poprawiłoby mi humor. Który ostatnio nie był we wspaniałym nastroju.
    Od razu dałam się porwać w rytm muzyki. DJ właśnie puszczał jakąś nowość. Czułam na sobie wzrok kilku osób siedzących przy barze i tańczących tuż obok. Nie tylko mężczyźni zwracali na mnie uwagę, ale i zazdrosne kobiety. To ja byłam w centrum uwagi za każdym razem. W końcu żaden z tych śmiertelników nie umiał tak oczarować pozostałych jak ja. Wiedziałam, że ociekam seksem i wcale mnie to nie krępowało, a wręcz przeciwnie dodawało jeszcze więcej uroku. Jednak, aby jeszcze bardziej skupić na sobie wzrok musiałam znaleźć sobie partnera. Rozejrzałam się dookoła. Wokół było sporo osób. Jednak moją uwagę przykuł mężczyzna wystrojony w garnitur. Było to trochę śmieszne, ponieważ miejsce, w którym się znajdowaliśmy nie było odpowiednie do takiego rodzaju stroju. Jednak jego buźka była urocza, a ja nie mogłam sobie jej przepuścić.
    Właściwie to mężczyzna powinien pierwszy mnie poprosić do tańca. Jednak przez te wszystkie zasady równości płci pozmieniało się sporo w tych sprawach. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie byłoby o takim czymś mowy, a teraz. Musiałam brać sama sprawy w swoje ręce.
 Podeszłam do nieznajomego tanecznym, kuszącym krokiem. Uśmiechnęłam się pokazując moje cudowne białe ząbki. Spojrzałam mu prosto w oczy, a on od razu okazał mi zainteresowanie. Jak zwykle nie musiałam zbyt wiele mówić, a mężczyzna już stał zauroczony. Chwyciłam więc go za rękę i oboje zaczęliśmy bujać się na parkiecie. Na szczęście nie stawiał oporów. Oddawał mi się całkowicie. Po chwili już pochłonięci byliśmy namiętnymi pocałunkami, które mnie nie sprawiały tyle przyjemności, co mojemu towarzyszowi. To miał być mój pierwszy cel. Wiedziałam, jak się skończy jego ziemskie życie. Jednak on w ogóle nie był tego świadom. To jeszcze bardziej mnie podniecało. Chciałam się jednak jeszcze trochę z nim zabawić. Jednak później przy barze ujrzałam innego przystojniaka.
    - Dosyć tego dobrego - powiedziałam bardziej do siebie niż do mojego towarzysza odklejając się od niego. Po chwili jednak dodałam. - Poznasz moją mamusię i tatusia.
  Mężczyzna zrobił minę zaskoczonego, a zarazem przerażonego. Oh. Jak ja to kochałam. Pewnie spodziewał się, że chcę go uziemić i już planuję ślub i dzieciaczki. Uśmiechnęłam się do niego zadziornie. Pierwszy raz oddawałam duszę śmiertelnika pod władzę moich rodziców. Wiedziałam, że ten chłopak będzie moim i ich królikiem doświadczalnym. Musiałam w końcu się dowiedzieć, czy pójdzie mi z tym zadaniem łatwo, czy będę musiała trochę się pomęczyć. Liczyłam na to, że młodzieniec nie będzie stawiał oporów. I zgodzi się na wszystko co mu powiem. Pstryknęłam więc swoimi paluszkami i spojrzałam mu głęboko w oczy.
    - Od teraz należysz do Upadłych - powiedziałam, a jednocześnie z tym nieznajomy zniknął.
   Teraz niech rodzice się nim zajmą, a znajdę sobie jakiś bardziej gorący towar. Lubię kiedy ludzie próbują się oprzeć mojemu urokowi. Zdobywanie ich jest jeszcze lepszą frajdą. W końcu ja zawsze wygrywam to walkę. Prędzej, czy później.
    Podeszłam do baru, aby przywitać się z moją nową zdobyczą, którą wyczaiłam wcześniej. Chłopak siedział nad piwem oglądając dokładnie szklankę. Gdy się do niego dosiadłam nie podniósł nawet na mnie wzroku. Szturchnęłam go w ramię niby nie chcący i przywitałam się.
   - Cześć.
  Chłopak podniósł wzrok, ale nie odpowiedział. Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Zazwyczaj chłopcy po zauważeniu mojej twarzy zakochiwali się po uszy. Ten jednak, albo sprytnie ukrywał uczucia, albo był gejem. Nie widziałam innego wytłumaczenia. Postanowiłam spróbować jeszcze raz.
   - Jestem Clarie. A ty? - zapytałam.
   - Ryan - odpowiedział od niechcenia.
   Zdenerwował mnie ton jego głosu. Miałam ochotę użyć jakiegoś ciężkiego przedmiotu żeby się opamiętał. Nie wiedziałam dlaczego mój dar na niebo nie działał. Kiedy mijały kolejne minuty ciszy chłopak podniósł na mnie wzrok. Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się. Na jego twarzy nie było widać żadnej reakcji. Po prostu wpatrywał się we mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
   - Barman! - krzyknęłam. - Poproszę wódkę - dodałam, gdy pracownik do nas podszedł.
   - Skoro nie masz ochoty rozmawiać, będziemy razem pić - powiedziałam do mojego towarzysza, a on lekko wykrzywił usta nadając im kształt uśmiechu.
  Gdy już dostałam swój kieliszek mężczyzna podniósł swój kufel i napił się. Ja również pochłonęłam zawartość małego pojemnika jednym haustem. Po kilku kolejkach atmosfera zaczęła się rozluźniać, mimo że mój nowy przyjaciel dalej nie był za wesoły, ale chociaż zaczynał częściej na mnie zerkać.
    - A więc co robisz w Nowym Jorku? Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałem - zaczął rozmowę.
    - Przyjechałam na jakiś czas z powodu pracy - odpowiedziałam. - A ty? Stały bywalec tutejszego miejsca?
    - Jak widać - wskazał na kufel piwa.
    Rozmowa rozkręciła się na dobre. Wkrótce poznałam kilka faktów z jego życia. Chodzi do jednego z liceum w Nowym Jorku i mieszka w mieście jakiś dwóch lat. Spędza tutaj każdy weekend w samotności lub przyjaciółmi. W tym lokalu nikt nie pyta go o dowód, więc właśnie to jego ulubione miejsce. Uwielbia samochody. Jednak nic poza tym. Nie widziałam w tej rozmowie żadnego podrywu. Próbowałam nawet rozmaitych gestów, ale nic z tego, że też pierwszego dnia musiałam trafić na taki trudny przypadek. Musiałam walnąć "prosto z mostu", skoro okrężną drogą nic nie zdziałałam.
    - Może przeniesiemy imprezę do Ciebie? - zapytałam w końcu.
   Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Uśmiechnął się, a w jego oku spostrzegłam błysk. Udało się. Wiedziałam, że nie ma mężczyzny, którego bym nie złamała. Mój entuzjazm jednak okazał się mylący, ponieważ usłyszałam słowa odrzucenia.
    - Nie jestem zainteresowany - powiedział.
    Potem wstał i wyszedł zostawiając pieniądze. Śledziłam go wzrokiem zaskoczona. Pierwszy raz poniosłam porażkę. Jednak może i przegrałam bitwę, ale wygram wojnę. W końcu jestem Clarie Dumberss. I nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Uśmiechnęłam się i postanowiłam również wyjść z podejrzanego lokalu. Teraz miałam tylko jeden cel - Ryana. Musiałam go zdobyć za wszelką cenę. Wiedziałam, że się nie poddam i wkrótce i on mi ulegnie.

~*~
   Weszłam do królestwa moich rodziców, aby dowiedzieć się, jak się miewa mój pierwszy śmiertelnik skazany na los Upadłego. Głównie chodziło mi o to, czy jeszcze się biedak nie poddał i czy w ogóle przeżył przemianę w Anioła. W końcu dla zwykłego człowieka musiało być to mega bolesne i trudne. Wiedziałam, że moja matka będzie dla niego bezlitosna. W końcu, aby wytrwać musi się poświęcić. Upadłymi zostają tylko ci najwytrwalsi. Pozostali wysyłani są do Odpadków. Ale w końcu dla chcącego nic trudnego.
    Od razu spostrzegłam znajomą twarz chłopaka. Siedział przykuty na krześle, a wokół niego tańcowała moja matka wymawiając rozmaite rzeczy, których miał się nauczyć. Widać było, że nieźle go wymęczyła. Chłopak był cały spocony i prawie, że omdlewał. Mnie jednak ten widok nie ruszał. 
      - Ty... - odezwał się resztkami sił, gdy tylko mnie zobaczył.
     Z jego oczu buchała nienawiść, a więc widać było jakieś postępy. W końcu Anioł Ciemności miał w sobie tylko nienawiść i podobne temu uczucia. Nie mógł czuć litości, współczucia, a zwłaszcza miłości. To właśnie przez to ostatnie uczucie większość z Upadłych przechodziła na stronę Stróżów. To właśnie przez nią nasz ród tak wyginął. Ja nie miałam zamiaru nigdy porzucić swojego życia dla jakiejś bezsensownej miłości. Właściwie nie rozumiałam tych wszystkich istot poświęcających się dla kogoś innego. Ja żyłam sama dla siebie i nie narzekałam.
     - Dobra robota - powiedziała matka spoglądając na mnie. - Jest już w pierwszej fazie. Z pewnością wytrwa do końca - dodała po chwili. 
     - Jasne - odpowiedziałam.
     - Czekam na kolejnych śmiertelników. Myślałam, że dzisiaj będzie ich chociaż pięciu. Zawiodłaś mnie.
     - Nie martw się. Dostarczę ci ich tyle ile będzie trzeba.
    Kobieta uśmiechnęła się do mnie fałszywie. Mimo, że była moją matką nienawidziłam jej z całego serca. O ile je miałam. Od dziecka byłam wychowywana w nienawiści. Nie raz usłyszałam podobne słowa od niej. Zawsze tak było. Rozmawiałyśmy tylko, gdy była potrzeba. Właściwie bardziej znałam tych wszystkich śmiertelników niż ją. Właściwie nie byłam jakoś z tego powodu zła, bo w końcu każdy Anioł Ciemności miał taki związek z pozostałymi. Związywaliśmy się ze sobą tylko, aby rozmnożyć swój lud, aby było kilka członków czystej krwi. Poza tym jakieś przyjaźnie, czy więzy rodzinne nie wchodziły w grę.
    Nie miałam więcej do roboty w tym miejscu, więc postanowiłam udać się do swojego azylu, czyli miejsca, w którym spędzałam wiele czasu, gdy nie zajmowałam się łapaniem istot w moje sidła. Rozpostarłam więc swoje ogromne, czarne skrzydła i odleciałam nie żegnając się z rodzicielką. Miałam kilka spraw do przemyśleń w związku z moim dzisiejszym niepowodzeniem, a właśnie w tym miejscu mogłam wszystko idealnie zaplanować, aby mój plan nie stał się niewypałem. Tak więc przede mną było trochę pracy. 

~*~

Cześć. Prezentuję wam rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że się podoba. Sprawdzałam go kilka razy, ale pewnie znowu pominęłam kilka błędów. Jak to ja. Długość, jak na pierwszy rozdział chyba okej. Nie chciałam was od razu na początek zanudzać. Poznaliście trochę bardziej naturę Clarie, a przy okazji wprowadziłam kolejnego znaczącego bohatera, a mianowicie Ryan'a. Czekam na komentarze miłe, jak i wytykające moje błędy. <3 Pozdrawiam. 

czwartek, 4 grudnia 2014

Prologue


    Był piękny słoneczny dzień. Ptaszki śpiewały, kwiaty zaczynały wychodzić zza białego puchu. Nadchodziła cudowna wiosna. Wielu z nas uwielbia tę porę roku, jednak rodzina Dumberssów ma całkiem odmienne zdanie na ten temat. Kto by jednak się im dziwił? W końcu są to Anioły Ciemności, czyli Upadli, którzy właśnie o tej porze roku tracili podwładnych. Wszystkie istoty, zarówno ludzkie, jak i magiczne, wraz ze zmianą pogody zmieniają swoje nastawienie. O tej porze roku tak jak świat staje się piękniejszy, tak i oni stają się o wiele milsi dla wszystkiego i wszystkich, pomagają sobie nawzajem w jakichkolwiek problemach, mówią miłe słowa, zakochują się. Po prostu wszechświat staje się wtedy krainą dobroci. 
     Dumberssowie muszą za wszelką cenę sprawiać, aby Anioły znów poczuły w sobie zło i powrócili do nich. Niestety nie jest to wcale takie łatwe jak może się wydawać, ponieważ na drodze stają im Stróże Dobra. Właśnie do nich wiosną przybywa najwięcej magicznych istot wraz z poddanymi Upadłych. Dbają oni tam o ład i porządek, pomagają ludziom na ziemi, sprawiają, że Dumberssowie stają się coraz słabsi, aż w końcu doprowadzą do ich unicestwienia na zawsze. Jedynym ratunkiem przed ich zniknięciem byłoby przejście na stronę dobra. Ich serce musiałoby być przepełnione miłością i szczerością.
      W szeregach Jasnych i Ciemnych Aniołów są wszystkie istoty oprócz ludzi. Śmiertelnicy są jedynie pod ich wpływem. Czasami robią złe, a czasami dobre rzeczy. Żadna z istot ziemskich nie jest całkowicie zła, ani całkowicie dobra, dlatego że są oni słabi i szybko zmieniają poglądy. Dobrzy starają się, aby byli mili i uczynni pomagając im, Źli natomiast wykorzystują ich tylko do zabawy działając za pomocą ich naiwności. Tak również postępuje Clarie.
       Clarie należy do rodziny tych złych. Jej serce jest tak okrutne, że wszyscy są pewni jej lojalności wobec rodziny. Błagania ludzi, czy innych stworzeń o litość nie ruszają jej, a wręcz dodają siły do działania. Cierpienie innych sprawia, że jej samopoczucie polepsza się. Dziewczyna posiada nieziemską urodę, którą wykorzystuje na każdym kroku. Żaden mężczyzna nie potrafi oprzeć się jej urokowi. Jej hipnotyzujące brązowe oczy powodowały, że nawet największym twardzielom miękły kolana, a kasztanowe włosy dodawały wszystkiemu jeszcze większego uroku. Dzięki temu posiadała ona wielu sługów, którzy byli na każde jej skinienie. Żaden z nich nie był jednak z nią dłużej niż kilka dni, ponieważ każdy szybko ją nudził, a wtedy ona odsyłała danego chłopaka z kwitkiem powodując jednocześnie u niego potężne załamanie nerwowe. Dziewczyny to nie obchodziło. Najważniejsza była frajda, dlatego też nie miała żadnych przyjaciół. 
      Rodzice Clarie byli zadowoleni z potencjału córki. Cieszyli się, że ona jak każdy członek ich rodziny posiada cudowny dar, który potrafi wykorzystać dla swoich złych celów. Jej matka potrafiła czytać w umysłach śmiertelników, ojciec natomiast potrafił sprawiać wewnętrzny ból swoim wzrokiem. Pozwalało im to na całkowitą kontrolę śmiertelników, ponieważ te umiejętności działały tylko na ludzi. Inne Anioły Ciemności umiały kontrolować ruchy ludzkich kończyn, jednak nie umieli opanować ich umysłów, pozostali potrafili przepowiadać przyszłość, pojawiać się w snach i wywoływać lęk, powodować choroby i wiele, wiele innych rzeczy. Nikt z nich jednak nie umiał zmienić serca śmiertelnika i jego myśli.
     Aniołowie są nieśmiertelni. Upadłych może zabić opanowanie świata przez Dobrych. Oczywiście działa to w obie strony, tak więc opanowanie świata przez Złych sprawia, że umierają Stróże Dobra. Każda z tych grup chce wyeliminować drugą pochłaniając po kolei każdego członka na swoją stronę. Każda z nich wykorzystuje jednak odmienne metody.

~*~

        Pewnego dnia Dumberssowie zaczęli zastanawiać się nad rozwiązaniem ich problemów. Kolejni Upadli odzyskiwali w sobie dobroć i przechodzili na stronę Jasnych Aniołów. Rodzina nie mogła dopuścić do kolejnych strat. Musieli szybko działać, aby zyskać kolejnych poddanych, którzy będą mieli w sobie sporo zła i przezwyciężą w sobie dobro. Stwierdzili, że Źli potrafią wpływać na ludzi. Ich córka Clarie może sprawiać, że śmiertelnicy chcą być blisko niej. Musieli więc to w jakiś sposób wykorzystać. Było to bardzo ryzykowne, ale był to jedyny ratunek, jaki przychodził im do głowy. Próbowali na siłę przeciągać na swoją stronę wróżki, krasnoludki, aniołów i inne magiczne stworzenia. Nie dawało to jednak żadnych określonych skutków. Mieli nadzieję, że ich okrutna córka posłucha chociaż raz starych rodzicieli i pomoże im ratować ich królestwo. Przywołali więc ją do siebie, aby przekonać ją do swojego pomysłu. 
       - Witaj córko - odezwał się ojciec ponurym głosem. - Mamy dla ciebie zadanie. 
      Dziewczyna spojrzała na nich zaskoczona. Rodzice nigdy nie prosili jej o pomoc, przecież to było takie... ludzkie. Dodatkowo przeszkodzili jej w zabawie z jednym ze sługów. Musiał więc być to spory problem skoro postanowili zwrócić się do niej i narazić się na jej gniew, który czasami potrafił przerodzić się w straszną burzę. 
       - Co się stało? - odezwała się spoglądając na paznokcie u swoich dłoni.
     Starała się być spokojna. Pomagała jej w tym ciekawość. Chciała wiedzieć o co chodzi rodzicom. W końcu ostatnio rozmawiała z nimi jakoś pół roku temu. 
    - Musimy ratować królestwo, a ty nam w tym pomożesz - powiedziała matka stanowczo. - Wykorzystamy twój dar uwodzenia - dodała po chwili widząc lekceważenie problemu przez dziewczynę. 
       - Niby jak? Mam wam przyprowadzić śmiertelników? - zapytała Clarie śmiejąc się.
      Prośba rodziców wydawała się jej absurdalna. Chyba całkowicie zgłupieli skoro chcieli mieć w swoich szeregach ludzi - istoty całkowicie uległe, które zmieniały zdanie gdy tylko ktoś zaproponował im coś ciekawego. Dlatego też dziewczyna czekała na zaprzeczenie ze strony towarzyszy i ciekawy plan.
       - Tak - odpowiedzieli jednocześnie rodzice.
       Ta odpowiedź jeszcze bardziej ją zaskoczyła. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, z trudem się powstrzymywała. Chciała usłyszeć dalszy rozwój tej rozmowy.
      - Myślicie, że uda się wam zbudować armię ze śmiertelników?! - wykrzyknęła, jednak po chwili dodała. - Okej. Pomogę wam. Przynajmniej będę miała niezłą zabawę, kiedy rozczaruję tych wszystkich mężczyzn. 
       Dziewczyna wątpiła w powodzenie planu. Jednak lubiła patrzeć na rodziców kiedy ich plan nie wypalał. Przy okazji mogła przeżyć kilka nie zapomnianych przygód. Wbrew pozorom lubiła przebywać na ziemi, ponieważ ludzie byli tak naiwni i zawsze dawali się podejść na jakiś dziki, tani podryw. Gdy na końcu zostawiała ich widok miny zawiedzionego chłopaka był bezcenny. I to właśnie dlatego to wszystko robiła.

~*~

      Cześć. Czas na kolejną historię mojego wymysłu. Mam nadzieję, że spodoba się tak samo jak poprzednie. :) Prolog króciutki, jednak to tylko wprowadzenie do fabuły. Czekam na ciekawe opinie i oceny. Jeszcze nie wiem co kiedy będę dodawała rozdziały, ale na pewno nie będziecie musieli zbyt długo czekać. Moja głowa jest pełna pomysłów, które muszę spisać. No to do następnego! :*