niedziela, 8 marca 2015

Chapter four

        Od tygodnia ukrywałam się przed rodzicami. Wiedziałam, że w końcu i tak mnie znajdą. Jednak chciałam to odwlec na najpóźniejszy termin. Przez to zaniedbałam przemianę Leny i oczywiście Ryan'a. Dodatkowo większość czasu musiałam spędzać z Jake'm, który postanowił, że będzie moim aniołem stróżem, a ja przecież takiego osobnika nie potrzebowałam.
      W końcu wkurzona całym zamieszaniem postanowiłam odwiedzić rodzinkę i wszystko sobie wyjaśnić. Byłam gotowa pokonać ich gołymi rękami jeśli tylko by była taka potrzeba. Kiedy tylko pojawiłam się w naszym pałacu poczułam woń gniewu, a może raczej krwi śmiertelników, którzy cierpieli w męczarniach zmieniając się w jednych z nas. Od razu zaczęłam szukać rodziców, mijając po drodze niewielu Upadłych, którzy zostali w naszych szeregach. Tak jak się spodziewałam znalazłam ich w miejscu, w którym trzymali śmiertelników. Zaskoczeniem było to, że znajdowała się tam tylko jedna dziewczyna przywiązana łańcuchami do ściany. Byłam zdumiona, ponieważ wysłałam im ostatnio tylko samych mężczyzn.  

 
    - Co się tu dzieje? - krzyknęłam jakbym to ja szukała ich od tygodnia.
 Cała trójka spojrzała na mnie, tak jakby zobaczyła ducha. Uśmiechnęłam się lekko jednak po chwili wróciłam do swojego normalnego wyrazu twarzy. 
    - W końcu się pokazałaś - odezwała się matka, a ojciec kiwnął mi głową chyba na przywitanie. - Nie wiem, jak mogłaś być tak głupia i nas unikać - dodała.
      Nie miałam ochoty odpowiadać na to bez sensowne zdanie, dlatego cały czas patrzałam na nich w milczeniu. Nie musiałam jednak zbyt długo czekać, ponieważ od razu rodzice przeszli do rzeczy.
     - Nie spisałaś się. Twoja misja zostaje unieważniona. Żaden z wysłanych twoich chłopców nie nadawał się do przemiany i w końcu umierał. Tak więc znaleźliśmy kogoś innego na twoje miejsce - powiedział ojciec, a matka uśmiechnęła się pokazując swoje żeby.
       Zaskoczyło mnie to. Nie wiedziałam kto taki nadawałby się na moje miejsce. W końcu tylko ja tutaj posiadałam taki dar, że mogłam rządzić śmiertelnikami jak chciałam. Tym bardziej zdenerwowałam się, ponieważ nigdy nie przegrywałam. A przecież świetnie już układało mi się z Ryan'em. Nawet jeżeli zabronią mi wrócić do Nowego Yorku sama i tak tam wrócę. Muszę pozałatwiać niedokończone sprawy, a im nic do tego.
        - Poznaj Tom'a - powiedziała matka, kiedy tuż obok niej pojawił się brunet.
        Chłopak uśmiechnął się do mnie jednocześnie puszczając oczko. Od razu zorientowałam się, że znam skądś tego chłopaka. Na początku jednak nie mogłam przypomnieć sobie miejsca naszego poznania. W końcu oświeciło mnie i zorientowałam się, ze to ten sam chłopak, który umówił się z Leną podczas naszego wypadu do klubu. Tylko co on robił tutaj? Dodatkowo z moimi rodzicami? Miałam coraz większą ochotę opuścić to "miłe towarzystwo". W końcu czułam się jak piąte koło u wozu. Znaleźli sobie nowe dziecko, które będzie im usługiwać, więc ja mogę sobie odejść z godnością.
         Moje przemyślenia przerwał głos matki.
       - Nie myśl sobie jednak, że ujdzie ci to płazem. Czeka cię kara - powiedziała, a mnie jeszcze bardziej zamurowało.
         Czy ona faktycznie to powiedziała? Chce mnie karać jak jakieś niegrzeczne małe dziecko? W końcu żyję trochę czasu i nigdy jeszcze mnie nie ukarali. Rozkazywali mi, krzyczeli, czy ignorowali, ale nie karali. I pewnie liczyli na to, że ich posłucham.
          Nie chciałam już być bardziej poniżana tak więc jak zwykle w podobnych chwilach udałam się do mojego ukochanego miejsca.

~*~ 
       Po długich przemyśleniach stwierdziłam, że nie będę przejmowała się tym całym Tom'em. Teraz przynajmniej będę mogła dalej się bawić bez ingerencji rodziców w moje życie. Nie muszę się martwić tym, aby przekazywać jej kolejnych śmiertelników. W końcu teraz zajmować będzie się tym Tom. Dalej chciałam zbliżyć się do Ryan'a i zająć Leną. Tak więc musiałam się całkowicie oddać tym celom. 
       Kiedy wróciłam do domu po kilkudniowej nieobecności miałam ochotę na chwilę odpoczynku i relaksu. Marzył mi się jakiś wypad do klubu, czy innego miejsca atrakcji. Zawołałam moją współlokatorkę, która od razu podbiegła do mnie.
       Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech. Nie przejmowała się moją nieobecnością, ponieważ często lubiłam znikać na kilka dni. Dodatkowo zakazałam jej wtrącania się w moje życie. 
        - O co chodzi? - zapytała, a mnie jej nadmierna radość coraz bardziej denerwowała.
        - A tobie co tak wesoło? - odpowiedziałam ignorując jej wcześniejsze pytanie.
        - Po prostu uwielbiam Toma. Obiecał mi zabrać mnie do Krainy Aniołów Ciemności. Nie wiem co to za klub, ale już nie mogę się doczekać - oznajmiła.
     Nie mogłam uwierzyć, w to, że Tom chce przemienić Lenę w Upadłą. Myślałam, że ich znajomość opierała się na jednorazowej przygodzie. Właściwie chciałam upodobnić dziewczynę do siebie, ale nie chciałam aby stała się marionetką w rękach moich rodziców. Nie mogłam jednak jej powiedzieć kim jestem, bo z pewnością by nie uwierzyła. Właściwie mogłabym to udowodnić pokazując skrzydła, ale wolałam oszczędzić jej takich atrakcji. 
          - Cieszę się, że go poznałam. A to wszystko dzięki tobie - dodała i uścisnęła mnie. 
       Objęłam ją. Mimo, że sprawiało mi to wewnętrzny ból. No bo co innego miałam zrobić? Kolejną rzeczą, jaką muszę dodać do swojej listy rzeczy do zrobienia, jest ochrona Leny przed Tomem. Wiedziałam, że brzmi to źle, jak na Upadłą, ale byłam pewna swoich przekonań, a działania chłopaka na pewno nie były dobrym pomysłem. 

~*~
       Kara rodziców jeszcze nie nadeszła, Tom również nie pojawił się na horyzoncie, więc po dwóch dniach siedzenia w domu i zajmowania się Leną postanowiłam w końcu pójść do szkoły i spotkać się Ryan'em. W głębi duszy czułam jego brak. Tym bardziej, że staliśmy się przyjaciółmi. Przynajmniej tak to wyglądało z jego strony. Nie byłam w nim zakochana, bo w końcu to nie byłoby możliwe w moim przypadku. Tłumaczyłam to sobie swoimi ambicjami względem niego. 
     Gdy przekroczyłam próg budynku zerknęłam w stronę szafki bruneta. Zaskoczona zorientowałam się, że go tam nie ma. Nie przejęłam się jednak tym zbytnio, ponieważ mógł już się znajdować w klasie. Może miał zajęcia trochę wcześniej, albo rozmawia z jakimś kumplem. Sama więc ruszyłam na lekcję historii w nadziei, że go tam spotkam w końcu mieliśmy ten przedmiot z tym samym nauczycielem. 
      Nie było go jednak ani na historii, ani na angielskim. Nie zauważyłam go nawet na korytarzu. Jestem pewna, że coś musiało się stać. Kiedy chciałam wyjść ze szkoły w celu udania się do domu chłopaka na mojej drodze zjawiła się Ella. 
   - Cześć - odezwała się swoim cienkim głosikiem. - Nie wiedziałaś Ryan'a? - zapytała doprowadzając mnie jednocześnie do szału, ale przynajmniej utwierdziła mnie w tym, ze chłopak nie pojawił się dzisiaj w budynku. 
      - Chyba rozmawiał z nauczycielką przy łazience - odpowiedziałam i kontynuowałam swoją drogę do wyjścia. 

~*~
       Moje poszukiwania okazały się nie wypałem nie znalazłam go ani w jego domu, ani w pubie, w którym się poznaliśmy. Po prostu ślad zaginął. Wreszcie wyczerpana udałam się do domu, aby obmyślić plan. Postanowiłam zwrócić się w ostateczności do Jake'a. Jednak liczyłam na to, że może jednak coś mnie wcześniej oświeci. Właściwie nie wiedziałam dlaczego, aż tak martwiłam się jego losem. Przecież miał być moim celem i niczym więcej. Jeżeli coś mu się stało to nie powinno mnie obchodzić. Stwierdziłam, że dam sobie trochę luzu i oderwę się myślami. Może te dziwne uczucia same miną. 
       Otworzyłam drzwi i weszłam do salonu. Ku mojemu zdziwieniu na kanapie siedział Tom, a tuż obok niego nie było Leny. Już miałam ochotę rzucić się na niego, kiedy się odezwał. 
        - Nie tak szybko. Mam twojego przyjaciela - odezwał się uśmiechając się kusicielsko. 
        - Nie rozumiem - odpowiedziałam, mimo że wiedziałam o co chodzi. 
    - Taki śliczny brunet. Ryan. Pamiętasz? - dodał jednocześnie pokazując telefon, na którym widniało wideo z chłopakiem w roli głównej. 
        Oczywiście znajdował się w pałacyku moich rodziców. Został przyczepiony do ściany, z jego ust toczyła się krew, a oczy przybrały nienaturalny kolor zieleni. Zorientowałam się, że był na zaawansowanym etapie przemiany. Jednak nie zmieniał się w Upadłego. To co tworzyli było strasznym potworem. Nie tylko dla ludzi, ale także dla Upadłych i Stróżów. Z pewnością to miała być ta kara. Jednak nie widziałam żadnych korzyści z tego dla nich. Po co to robili?
         Tom schował telefon do kieszeni. 
     - A gdzie Lena? - odezwałam się w końcu przypominając sobie, ze nie widzę nigdzie mojej współlokatorki. 
      - Jest w bezpiecznym miejscu - odpowiedział zbywając mnie. - Masz zadanie do wykonania i radzę ci się pośpieszyć.
        W tym momencie rozwinął swoje skrzydła i wyfrunął z domu przez okno. Po chwili dopiero stwierdziłam, że nie otrzymałam żadnego zadania. Co miałam zrobić? I dlaczego myśleli, że Ryan jest aż tak dla mnie ważny? To wszystko stawało się jeszcze bardziej pogmatwane. 

~*~

Cześć wam wszystkim. Pojawiam się po krótkiej przerwie. Rozdział miał się pojawić miesiąc temu, ale po prostu komputer zawiódł i dlatego jest teraz. Trochę pogmatwany i nie dopracowany, ponieważ chciałam szybko coś dodać. Następny będzie o wiele lepszy. To już mogę obiecać. Wasze rozdziały postaram się nadgonić jak najszybciej się da. :)
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze <3